środa, 18 listopada 2015

Własne słońce.

       Abhiraj zobaczył na horyzoncie, przepełniony ludźmi pociąg jadący ze stacji Borivali do Churchgate, na który czekał od ostatnich czterdziestu minut.
W międzyczasie stację minęły już dwa inne pociągi  w tym kierunku, lecz były przepełnione. Ludzie dosłownie wisieli na drzwiach i między wagonami, byle tylko załapać się na podróż, rzeżącą kupą zardzewiałego żelastwa w tym wielkim, śmierdzącym molochu jakim jest Mumbai.
W maju powietrze jest ciężkie, wielkimi krokami, jak od zawsze zbliża się pora monsunowa. Duchota i poziom smrodu są wtedy największe, szczególnie kiedy pociąg przejeżdża przez pełne śmieci i odchodów kanały za stacją Bandra.
Był 11 maja 1998 roku.
Współpasażer,  któremu zwisało z ręki małe radyjko na baterie aż podskoczył z radości.
-Wygraliśmy, hura! hura!
Podobne oznaki radości, wystrzeliły od Himalajów po Andamany.
Wielkie Indie od dzisiaj, oficjalnie miały własne słońce.
Kraj milionów bezdomnych, tysiąca bogów i wolnych krów, dołączył do klubu nowoczesności.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz